sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 3

Rozdział 3

„Dobrze jest mówić o nadziei tym, którzy oczekują czegoś od przyszłości, ale jak natchnąć nią człowieka zbyt słabego, aby położyć kres swoim
cierpieniom własną ręką?”
Gustawa Herlinga-Grudzińskiego

   Zaprowadzono mnie do luksusowego przedziału, ale czego innego mogłam się spodziewać? Coś w stylu - ostatnia przyjemność skazańca. Przedział był strasznie dekoracyjny i nowoczesny. Na ścianach widniały jakieś obrazy, przedstawiające kosze z owocami i łąki pełne kwiatów. Cóż, będę tęsknić za kwiatami. Na podłodze jest wielki dywan w kolorze ciemno bordowym, na środku pomieszczenia znajduje się kwadratowy, nakryty niebieskim obrusem stół. Są na nim ogromne półmiski z owocami, jakich nigdy wcześniej nie widziałam, piękna, srebrna zastawa, szklanki, misy z różnymi potrawami, od zup po mięsa. Na sam widok ślinka mi cieknie. Spróbuję zachowywać się obojętnie, przecież się zgłosiłam. A to o czymś świadczy, prawda? Tylko o czym? Nieważne. Obok stołu stoją cztery ozdobne, drewniane krzesła, a w kącie pokoju jest coś na kształt barku z alkoholem. 
   Siadam na krześle, oczekuję przyjścia Chucka i Debry. Patrzę na swoje nogi i przypominam sobie, że wciąż jestem ubrana w czerwoną sukienkę. Uśmiecham się pod nosem. Dostałam ją od rodziców na piętnaste urodziny. Mam nadzieję, że pozwolą mi się w miarę szybko przebrać. Nie chcę pobrudzić stroju, który przypomina mi coś tak miłego. Bawię się właśnie materiałem sukienki, gdy otwierają się drzwi. Do pomieszczenia wchodzi Chuck. Spogląda na mnie. Patrzę mu przez chwilę w oczy, po czym odwracam wzrok. Nie chcę na niego patrzeć, ale na szczęście przychodzi Debra i przerywa niezręczną ciszę. Wciąż się uśmiecha, ciekawe, czy nie boli ją od tego twarz. Może się przyzwyczaiła. 
- A teraz poznacie swojego mentora - mówi uradowana. W drzwiach nagle pojawia się wysoki, opalony mężczyzna o zmęczonej życiem twarzy. Ma krótko ścięte blond włosy i jasnozielone oczy, jest bardzo przystojny i wyglądał góra na dwadzieścia lat. Dopiero po chwili rozpoznałam w nim zwycięzce 69 Igrzysk. Był on, jeśli dobrze pamiętam, jednym z najlepszych. Nikogo nie zdziwił fakt, że wygrał, publika go pokochała. Uśmiecha się do mnie, mimowolnie odwzajemniam uśmiech.
Przypomniał mi się pewien fakt. On był mistrzem w walce maczetami i różnego typu nożami. Ucinał głowy swoim przeciwnikom, ale zabił, jeśli dobrze pamiętam tylko kilku z trybutów i byli to głównie zawodowcy, próbujący zabić jego. Był i jest mistrzem, przez całe Igrzyska nie okazał uczuć. 
- Jestem Erick Brown. Zwycięzca 69 Igrzysk Głodowych. Miło mi was poznać Grace i Chucku - ma miły głos - Idźcie się teraz przebrać w coś wygodniejszego, a potem zjemy i trochę porozmawiamy - dodał. Westchnęłam i wstałam, jako pierwsza.
- Przepraszam, ale gdzie jest mój pokój? - zapytałam.
- Dwa przedziały dalej - powiedziała Debra. Wyszłam, przeszłam jedynie kilka kroków, kiedy zatrzymał mnie Chuck. 
- Grace, przestań - powiedział z bólem w głosie.
- Co przestań? - spytałam, choć wiedziałam, o co mu chodzi.
- Tak się zachowywać. Przecież jeszcze, to nie koniec. 
- Zginę, Chuck. Ty o tym wiesz, ja o tym wiem - przerwałam mu. 
- Nie, możemy zawrzeć sojusze. Umiem strzelać z łuku, damy radę - próbował mnie przekonać. Zmierzyłam go wzrokiem i odwróciłam się. Smucie planów na przyszłość nie było na początku mojej listy, rzeczy do zrobienia. A Chuck nie powinien mnie okłamywać, na arenie nie ma miejsca na przyjaźnie.
◂◃ ▹▸
  Weszłam do pokoju, urządzony był bardzo ładnie, w kolorystyce fioletowej. Spoglądałam na duże łóżko, na którego widok jakoś zachciało mi się spać. Mój wzrok przykuła też duża szafa. Otworzyłam ją, wygrzebałam niebieski sweter i czarne spodnie. Swoją sukienkę powiesiłam na metalowym wieszaku, na jej widok przypominają mi się twarze rodziców. Dziwnie jakoś, kiedy nie ma ich za ścianą. Mama pewnie robiła by teraz kolacje, a tata opowiadał kawały z pracy. Oddycham głęboko, próbuję się uspokoić, ale wiem, że to nic nie da. 
  W głównym przedziale czeka już Erick i Debra. Rozmawiają o czymś, lecz gdy wchodzę od razu przestają. Mam wrażenia, że to ja mogłam być temat ich rozmów. Patrzę na Ericka, po czym siadam na krześle. Po chwili wchodzi Chuck, zmienił tylko koszulę. Siada obok mnie.
- Dobrze, więc może powiedzie mi, co potraficie - uśmiecha się blondyn. Mam ochotę się zaśmiać. Bo co ja potrafię? Tańczyć? Ależ oczywiście, wytańczę sobie zwycięstwo. Nic po za tym, znam kilkadziesiąt wierszy i opowiadań na pamięć, ale to raczej nie będzie przydatne. 
-  Umiem trochę strzelać z łuku - mówi cicho Chuck, przy okazji zaniżając swoje umiejętności, ponieważ jest świetnym strzelcem. Erick kiwa głową i kieruje wzrok na mnie. Zapada kilkominutowa cisza.
- Aaa, nie wiem. Chyba nic - odpowiadam i ze wstydem spoglądam w podłogę. Nie powinnam czuć wstydu, przecież było wielu trybutów, którzy umieli tyle co ja. Boli mnie fakt, że nikt z nich już nie wrócił.
- Może na sali ćwiczebnej odkryjesz jakąś nieznaną umiejętność - odparł mentor. Miałam wrażenie, że nie byłam pierwszą osobą, która to usłyszała, ale chociaż próbował mnie pocieszyć.
- No, dobrze. Zjedzcie i możecie, jeśli chcecie obejrzeć dożynki w pozostałych dystryktach. Jutro o tej porze będziemy w Kapitolu - dodał, widać, że ta informacja wcale go nie ucieszyła. 
◂◃ ▹▸
  Po kolacji wstałam od stołu i poszłam do pokoju, który mi przydzielono. Usiadłam na miękkim łóżku i pogładziłam fioletową narzutę. Ciekawe ilu trybutów było tu? Ilu spało w tym pokoju? Ile pojechało i nie wróciło? Mogłabym policzyć, ale to nie ma znaczenia. Ciężko się pogodzić z tym, że umrę, że nie wrócę. Pragnę nadziei, ale chyba nie ma już na nią miejsca i czasu. Po chwili pojawia się na ścianie komunikat. 
- Chcesz obejrzeć dożynki w pozostałych dystryktach? - wpatruję się zamyślona w białą czcionkę. Wstaję i przykładam palec do napisanego czerwonym kolorem - TAKSiadam z powrotem na łóżko i zdejmuję buty. Wtulam się w jasnobeżową poduszkę i okrywam kołdrą. Zaczęło się i wyglądało to tak samo, jak w moim dystrykcie, a raczej podobnie. Prowadzące były ubrane w kolorowe kostiumy, a ich włosy miały przynajmniej trzy kolory, burmistrzowie wygłaszali przemówienia, których nikt nie słuchał. Ci wszyscy ludzie byli tacy sami, jak my z dziewiątki. Bali się i martwili. Skupiłam się na trybutach. 
Dystrykt pierwszy. Na podest wychodzi, wywołana wysoka, brunetka o imieniu Sasha i trudnym nazwisku. Nie wygląda groźnie, wręcz widać, że do końca ma nadzieje, że ktoś się za nią zgłosi. Obok niej staje wysoki, dobrze zbudowany siedemnastolatek Seam Montgomery. Widać, że jest pewny siebie. Kiedy patrzę na jego uśmiechniętą twarz, przechodzi mnie dreszcz niepokoju. Mam co do niego złe przeczucia, to zawodowiec. 
Dystrykt drugi, kobieta nazywana Olffie ubrana w różowy kombinezon, z dużą ilością błyszczących kryształków wyczytuję - Eredith Craven. Słychać krzyki w tłumie. Ktoś błaga by jej nie brano, ale nie widzę twarzy tej osoby. Może to matka, ojciec, ktoś rodzeństwu lub jej chłopak? To bardzo prawdopodobne, bo dziewczyna jest ładna. Ma trójkątną twarz, duże jaskrawozielone oczy i długie blond, lekko kręcone włosy. Na podest wchodzi pewnie, mimo wszystko nie wygląda na taką bezbronną. Jej towarzyszem zostaję stosunkowo niski, jak na chłopaka Caro Oldcrowd, ale za to bardzo umięśniony, o blond włosach i rażący pewnością siebie.  Kolejny zawodowiec, to widać na pierwszy rzut oka.
 Para z trójki ma góra po piętnaście lat i wygląda zwyczajnie; brązowe włosy, smutne twarze i łzy w oczach. Ciężko na nich patrzeć, słychać krzyki ich rodzin. Trybutka z czwórki to niska, szczupła piękność o czarnych oczach i białych zębach. Nie przypomina wystraszonej sierotki, ale czego mogłam się spodziewać - jest przecież z czwórki. Nazywa się Stephenie Jones. Chłopak ma na oko z szesnaście lat, może więcej i nie uśmiecha się, jak jego towarzyszka. Widać, że nie podoba mu się pomysł walki na arenie z jego udziałem, jednakże robi wszystko by ukryć emocje. Jest bardzo wysoki, ma ciemne, ułożone włosy i gęste brwi. Ciekawe czy to on mnie zabiję?
 Nie zapamiętuję dziewczyny z piątki, ale chłopaka tak. Może przez to, że jego ruchy, podczas wchodzenia na scenę, są takie płynne, pełne gracji. Nazywa się Jared Hitchcock i jest bardzo szczupłym, brązowowłosym szesnastolatkiem. Na miejsce jakieś dziewczynki z szóstki zgłasza się umięśniona osiemnastolatka. Nazywa się jakoś Malffie Durffte, czy coś w tym stylu. A chłopak to chucherko o dużych czarnych oczach. Szkoda, że nikt się za niego nie zgłosił. 
Trybuci z siódemki mają ciekawe imiona - Antoninio i Frustrakia, ale po za tym nie wyróżniają się niczym szczególnym. Dziewczyna trzęsie się i płaczę, a chłopak wygląda jakby miał zaraz zemdleć. 
Trybutka z ósemki nazywa się Cristi Murrey i przypomina mi Eleanor. Ma góra trzynaście lat, blond, długie, proste włosy i okrągłe, brązowe oczy. Patrzy w tłum, ale nikt się nie rwie do zastąpienia jej. Chłopak wygląda bardzo zwyczajnie i przypomina mi trochę Bobby'ego. Choć może mi się tak po prostu zdaję. Nie chcę teraz myśleć o tym, co zostawiam za sobą. 
Dystrykt dziewiąty, tak bardzo znany mi plac. Tak bardzo znane mi osoby.  Debra wyczytuję - Eleanor Smith. Widzą ją, to bolesny widok, ale w jakiś sposób poprawia mi humor. Widzę też siebie, biegnę krzycząc na cały głos. Dziwnie to oglądać. Bardzo za nimi wszystkimi tęsknie. Wylosowali Chucka, nie chcę już na to patrzeć. Zamykam oczy i czekam, aż usłyszę głos prowadzącej z dziesiątego dystryktu. Już po chwili widzę dwóch trybutów z dziesiątki. Ładną, ciemnowłosą dziewczynę - Allei i chłopaka w moim wieku imieniem - Brian. Para z jedenastki to ciemnoskóra siedemnastolatka - Nela i piętnastolatek o jaśniejszej od niej cerze - Tom. Wyróżniają się oni wręcz czekoladowymi oczami. Chłopak z dwunastki wygląda na bardzo wystraszonego. Wszystkie jasne prawie jak śnieg włosy stoją mu na czubku głowy. Dziewczyna wygląda ponownie. Jej jasne blond włosy są zaplecione w długi do pasa warkocz. Pewnie ona zginie, tak jak ja. Nie wiem, czy chcę umrzeć. Ale co mogę zrobić? Błagać? W kilka dni nauczyć się perfekcyjnie posługiwać bronią? Wątpię. 
Cudów nie ma, a nadzieja? Mówią, że to ona umiera ostatnia. Nie wiem, czy mam w to wierzyć. Mam na imię Grace, co z łaciny znaczy łaska. Otrzymam ją? Zbyt dużo pytań narasta w mojej głowię. Przecieram zmęczone oczy. Obraz znikł, pozostałam tylko ja. Sama na łóżku, a za oknem cienie. Ciemne jak smoła niebo, jasne gwiazdy i piękny księżyc, to mnie uspokaja. Oparłam głowę na poduszce. Jutro będę w Kapitolu.



5 komentarzy:

  1. I jest kolejny rozdział :D Bardzo mi się podoba. Lubię jak ludzie opisują w swoich FF innych trybutów. To daje jakieś wyobrażenie o nich. Rozdział mi się podoba <3

    Po prostu czekam na więcej i Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypadkiem trafiłam na Twój blog i bardzo się z tego cieszę ;). Piszesz ładnie, ale czasem znajduję literówki, jednak nie są one znaczące. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na następny rozdział, uwielbiam Cię! <3
    życzę weny! ; )
    K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne to było. Fajnie się czyta twojego bloga, człowiek w to wchodzi jak nóż w masło *cóż za literackie porównanie ^^*. W każdym razie - Grace jest ciekawą postacią, nie mogę doczekać się jak będzie radziła sobie na prezentacji i co powie w wywiadzie. Poza tym dziękuję za to, że czytasz mojego bloga i życzę Ci Wesołych Świąt i duuuużo weny :D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. na prawdę świetnie piszesz, aż chce się czytać ;)
    zapraszam do mnie po długiej przerwie
    http://klaus-caroline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo fajnie, że opisałaś innych trybutów, strasznie to lubię, przy okazji ogarnęłam sobie zdjęcia twoich bohaterów. jak zawsze moja wyobraźnia była trochę inna, choć niektóre były podobne. uwielbiam twojego bloga. życzę dużo weny i lecę nadrabiać. <3

    OdpowiedzUsuń